Friday, December 29, 2017

Wywiady Klubowe: Rozmowa z Anetą Grendą

Ostatni w tym roku Wywiad Klubu Polki na Obczyźnie zawiódł nas do Azji. W Wietnamie mieszka Aneta Grenda.


Aneto, witaj! Jak zwykle na początku rozmowy pytamy o Twoje szczególne miejsce w Polsce...

Pochodzę z Wielkopolski. Urodziłam się w Poznaniu, gdyż moja mama poczęła mnie, gdy pojechała w odwiedziny do swoich rodziców. Przyszłam na świat w Niedzielę Wielkanocną ku radości całej zgromadzonej rodziny. Aż do emigracji mieszkałam w Koninie lub jego okolicach.

Ha! Jeszcze jedna Poznanianka (z urodzenia)!

Jak dawno temu wyjechałaś z Polski?

Z Polski wyjechałam ponad osiem lat temu. Najpierw mieszkałam 6 lat w Katarze, a następnie aż do dzisiaj w Wietnamie.

Kraj/ kraje / przyczyna Twojej emigracji to...

Na emigrację wyjechaliśmy razem z mężem i synkiem, bo chcieliśmy po prostu „normalnie”, żyć. W kraju w tamtym momencie nie było to dla nas możliwe. Nasz synek chorował, mąż stracił pracę, a my marzyliśmy o tym, aby Adaś miał lepszy dostęp do medycyny i mógł rozwijać swoje pasje oraz spełniać marzenia. Wyemigrowaliśmy do Kataru, gdzie przeżyliśmy wiele najpiękniejszych chwil z naszym synkiem, jak i doświadczyliśmy bolesnej straty po odejściu Adasia do świata aniołów. Przenieśliśmy się do Wietnamu, który jest obecnie naszym domem. Jestem tutaj szczęśliwa. Każdy z nas robi to, co lubi. Mój mąż wykonuje swoją ukochaną pracę, a ja realizuję swoje pasje, na które mam teraz dużo czasu.

 

Twoje wykształcenie...

Z pierwszego zawodu jestem pielęgniarką. Następnie ukończyłam Zarządzanie i Marketing, zostając magistrem. Później były jeszcze studium i studia podyplomowe: masaż leczniczy i pedagogika. W tzw. międzyczasie skończyłam też wiele kursów uzupełniających.

Czym zajmujesz się na co dzień?

Dużo piszę (czasami zastanawiam się, dlaczego wcześniej tego nie robiłam) i fotografuję. Ponadto podróżuję, spaceruję po różnych zakamarkach, czytam, gotuję i co najważniejsze dbam o nas, czyli o siebie i męża.

Jakie masz hobby / co lubisz robić w czasie wolnym?

Poza pisaniem uwielbiam podróże, pyszne jedzenie, gotowanie, książki, filmy, biżuteryjne fantazje i fotografowanie, a od niedawno wędkowanie "no kill". Mam też i inne pasje. Większość z nich dzielę z moim mężem, a niektóre są tylko moje własne.

 


Z czego jesteś dumna?

Dumna jestem z tego, że nauczyłam się żyć chwilą, a także z tego, kim jestem obecnie. Moje motto brzmi:
,,
Nie wymażę niczego z mojego życia. Każda rzecz, nawet najmniejsza,
doprowadziła mnie do tego, kim jestem teraz.
Rzeczy piękne nauczyły mnie kochać życie. Rzeczy złe nauczyły mnie jak żyć.”
Bob Marley


Kiedy zaczęłaś pisać bloga / o czym piszesz na blogu?

Bloga zaczęłam pisać ponad dwa lata temu, mieszkając już tutaj w Wietnamie, a dokładniej mówiąc w Hanoi. Tematy zawarte na mojej stronie dotyczą podróży i życia codziennego, bo życie to podróż, a podróże to życie z kimś…dokądś…w głąb siebie…


Czym jest dla Ciebie Klub Polki?

Klub Polek jest niezwykłym fenomenem, miejscem spotkań i wielu rozważań. Już od 5 lat łączy kobiety Polki z całego świata. Mamy wśród nas także jednego Rodzynka". Zazwyczaj spotkania mają formę wirtualną, ale nie tylko. Odbywają się one także w realu, co według mnie jest niezwykłym przeżyciem. Potrafimy przebyć tysiące kilometrów, aby się zobaczyć, a wiele relacji staje się głębszymi i nawiązujemy przyjaźnie, które są niezwykłe.

Co jeszcze chciałabyś nam powiedzieć o sobie?

Kiedyś byłam niepoprawną optymistką. Teraz staram się żyć optymistycznie. Najcudowniejsze i magiczne chwile przeżyłam z synkiem i mężem. Najpiękniejsze dla mnie miejsca z niesamowitą aurą to Nepal i Himalaje, Laos oraz góry północnego Wietnamu. Żyję chwilą, tym co tu i teraz, starając się cieszyć każdym dniem.


ANETA GRENDA

Strony Anety:
Blog: Życie i Podróże
Facebook 
Instagram: @zycieipodroze

Aneto, dziękujemy za spotkanie. Życzymy Tobie i wszystkim Czytelnikom Wywiadów wspaniałego Nowego Roku. Wszystkiego dobrego!

Zdjęcia: Aneta Grenda




Wednesday, December 20, 2017

Ideller Gant Bailey

Ideller Gant was the first child and the oldest daughter of Benjamin Thomas Gant Jr. and Mary Ellen Riggs'. Little Ideller was called Della by her family, she was born in Sumner County, Tennessee on March 26, 1875.

According to Census records, in the year 1880, Della lived with her parents and a five year younger sister Elva at District 13 in Sumner, Tennesse. 

The family must have moved to Texas in 1880 as the third daughter of  Benjamin and Mary's (Effie) was born in Collin County, TX in September 1880.

Della got married in 1894 when she was 19 (estimated year - based on Census records). Her spouse Lafayette Bailey was 25 then. He was born on February 1869 in Tennessee. The marriage ceremony took place in Collin County (probably in Plano where most of the family lived then), TX.


Little is known about Mr. Lafayette and hardly anything about his parents. The only information which I have found, regarding his mother, is that her maiden name was probably Christian (as stated on the death certificate completed after Mr. Bailey's departure). Both his parents were born in Tennessee (Census 1900**).

Three years after the marriage, on October 25, 1897, Della gave birth to a daughter who was named Marie. 

In 1900 another Census** took place. The records inform that the Bailey couple lived then with their child Marie, a servant and five male boarders at Justice Precinct 5 (west part) in Plano town, Collin, Texas. One of the boarders was Albert Abner Angle born in 1864 in TN. He was Della's mother's cousin.

Lafayette Bailey age 31
Della Bailey wife, age 25
Marie Bailey daughter,  age 3, born in Texas

The Census says, that at that time Mr. Lafayette Bailey was a liveryman. By the way, I had no idea what the profession was and I learned something again - a liveryman was the keeper of horsed carriages rental service. All in all, I assume, Della's family probably was quite well off then.

According to my findings, Marie, Della and Lafayette's daughter, married Bert L. Fowler, born in Corinth, Texas, on May 13, 1893. Bert's parents were Charles Fowler and Alice E. Bowles. The spouse was a slender man with blue eyes and brown hair (the information included in the below document).

Bert's military registration card (WWI) also shows that the marriage must have taken place before or in 1917, as his draft registration was completed on September 17, 1917, and Bert had already been married. The couple lived at 155 Bolivar Street in Denton then, and he worked for Denton Record and Chronicle newspaper.


Record Source:
"United States World War I Draft Registration Cards, 1917-1918," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:KZX7-9JN : 13 March 2018), Bert L Fowler, 1917-1918; citing Denton County, Texas, United States, NARA microfilm publication M1509 (Washington D.C.: National Archives and Records Administration, n.d.); FHL microfilm 1,953,187.

 Marie and Bert had only one child (?) Bert L. Fowler Jr. born in 1919.

The Census from 1930*** informs that Della and her husband lived on their own in Denton, TX when the records were made. Lafayette worked as a farmer but the house they owned was not situated on a farm.

Lafayette Bailey - head, age 61
Idella Bailey - wife, age 54

In 1942 Bert Fowler Senior was registered again (WWII draft registration). He and his wife had moved to a house at 1309 Panhadle St. in Denton. I googled that address, it appeares there is still a house at the very same place. However, according to the online info, the current house was built in 1945 so something must have happened to the place where Marie and Bert lived in 1942. Anyway, Bert Sr. worked for Century Education Life Ins. Co. (?) then.

Two years later, when Della was 69, her husband Lafayette passed away. It happened on July 21, 1944 at 4:30 PM, in their home at 321 West Oak Street in Denton, TX. The cause of death stated on the death certificate was coronary occlusion (blockage of the blood flow in the coronary artery which probably caused a heart attack). The condition was related to "Arterial Tensions and Paralysis". Probably Lafayette had had a stroke (he had been treated by a doctor since July 19) and suffered from hypertension. He was buried at I00F Cemetery in Denton which is now marked as a historic graveyard of Texas.

A few years after that, Della followed her husband. She died of a heart attack at her home at 321 W. Oak St. at 8:45 AM, on April 18, 1948. It seems she had suffered from Arteriosclerosis and untreated thyroid which led to the lethal heart condition. Mrs. Ideller Bailey's eternal resting place is also at the IOOF Cemetery in Denton. Quite ironically, the funeral home which serviced both Della and her husband on their last journey, was situated next to their house, at 320 W. Oak St. in Denton.
It appears that Della and Lafayette's house was also close to the 150 year old St. Andrew's Presbyterian Church, not far from the nowadays Historical Park of Denton. These days at 321 W. Oak St. there is a bank. Marie, their daughter, lived with her family not far from her parents' place (within 19-minute walking distance).

Marie Bailey Fowler, Ideller's daughter, died of sudden death at All Saints Hospital in Fort Worth. She passed away on January 12, 1949 due to ventricular fibrillation related to possible "pulmonary embolus" (a lungs artery blockage). There is a question mark on the death certificate next to "pulmonary embolus", that was why I used the word 'possible'. Marie had been at the hospital for a week before the critical embolus occurred. She was buried at the same Cemetary where her parents' bodies had found their final resting place. Della lived for 73 years, her husband Lafayette was 75 when he died, their daughter only 51.

All the records mentioned in the post were found at familysearch.org. I downloaded the copies of documents and studied them but chose not to enclose them here (besides the one from 1917).
 

* "United States Census, 1880," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:MDWX-5ZM : 15 July 2017), Elva Oar Gant in household of Benjamin T Gant, District 13, Sumner, Tennessee, United States; citing enumeration district ED 219, sheet 206D, NARA microfilm publication T9 (Washington D.C.: National Archives and Records Administration, n.d.), roll 1282; FHL microfilm 1,255,282.
** "United States Census, 1900," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:M3L3-JX9 : accessed 15 December 2017), Della Bailey in household of Lafayette Bailey, Justice Precinct 5 (west part) Plano town, Collin, Texas, United States; citing enumeration district (ED) 16, sheet 8A, family 159, NARA microfilm publication T623 (Washington, D.C.: National Archives and Records Administration, 1972.); FHL microfilm 1,241,621.
***"United States Census, 1930," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:H5CB-C3Z : accessed 18 December 2017), Lafayett Bailey, Denton, Denton, Texas, United States; citing enumeration district (ED) ED 3, sheet 20B, line 96, family 521, NARA microfilm publication T626 (Washington D.C.: National Archives and Records Administration, 2002), roll 2323; FHL microfilm 2,342,057;
information from FamilySearch.org




Tuesday, December 5, 2017

Mom's WW2 Stories: Air Rides, Bicycle and Dugouts

When the war started, grandma sewed little backpacks for her daughters and put some sets of clothing to change, food rations and water into the bags. Whenever an air raid started, they all took their backpacks and ran to the nearby bunker which was also a bomb shelter. On weekdays, when grandma was at work, in case of an air raid, the girls had to go the shelter without their mother.

One day mom was at home on her own as her two years older sister had gone out to play. Suddenly, the air ride sirens took off, it was time to rush to the bomb shelter again. But mom, a few year old girl then, was on her own. She did not know what to do. Her sister was not in, and they were supposed to go and hide together! Mom was scared. Not only because she was afraid of the shelling, but also because something terrible could happen to her sister Zenia. Mom took their backpacks and ran out of the house. Bombs were falling down from the sky. Mom cried, she was horrified. Where is Zenia? Instead of going to the shelter, she was trying to find her sister. Despite the bombs exploding everywhere, she ran around the house, calling her sister's name: “Zenia! Zenia!”.

Finally, mom did find her, on the hill behind the building. Zenia was sitting in the dugout which the girls and their friend had made together. Mom was relieved and happy that Zenia was fine. Nevertheless, she was still terrified because of the bombing. She moved the board pieces which were covering the dugout and jumped into it. The two girls sat there together till the end of the air ride.

Mom, a little girl then, could not ride a bike. One day, Zenia and their friend (who was their neighbors' daughter), decided to teach mom how to ride. They did not have their own bicycles but it was not a problem! They took the one which was placed at the house wall by its owner - Mr. D. the landlord.

At first, everything went fine. Mom's sister and the other girl were holding the bike at the back to keep it straight and mom enjoyed her very first bike ride going down a little hill. However, at some point, 'the instructors' assumed mom had already learned how to ride and stopped supporting the vehicle. When mom realized she was riding on her own, she lost her balance and rode straight into the wall of one of the wooden storage places which were not far from the house. The girl fell off the bike. She was alright, but the front bicycle wheel was not. The impact turned it into something which more reminded an 'eight' instead of a circle.

The three girls got nervous - it did not look good. What if the landlord will catch them dealing with the destroyed thing which no longer reminded the machine it used to be? So they took the bike back where it was before they started the riding lesson and hid in the dugout made by mom and her sister's girlfriend's parents. Not long after that, Mr. D. came.

He found the girls in their hideout and ask them: "Do you know who destroyed my bicycle?"

"No, we don't!", the three ones shouted altogether in reply.

The landlord turned back and went toward the house mumbling something about the hooligans who ruined his machine. Probably he very well knew or at least suspected who those mischief makers could be. Anyhow, he said nothing to the girls' parents and they did not tell about what had happened to anybody either. Well, at least for some time.

Mom, Zenia and their parents - Hel, 1938

More Mom's WW2 Stories






Thursday, November 30, 2017

Movies Monthly: October

The shows which we enjoyed most.

TV Series 

The Collection - BBC - 2016 (drama) - the designers mother - her look remonds me of a lady I used to know.

Tracy Ullman's Show - 2016 (comedy) - BBC - funny but we are not always sure who is being portrayed in an episode (who that person is supposed to be). Thanks to the series we found out who the new husband of Jerry Hall's is. By the way, Jerry and my husband did go to the same high school.

The Doctor Blake Mysteries - 2013 Australian detective story

Murdoch Mysteries - the seventh season of the Canadian detective story - always enjoy watching it. If you do not know Murdoch was not only a bright minded detective but also a  smart inventor.

Documentary Series

The Civil War: Brothers Divided - 2017 - very informative shown with a presonal approach, naming the soldiers who took part in the battles on both sides of the war and what happened to them later.

Mike Judge Presents: Tales from the Touring Bus (cartoon) - quite a different type of documentary. I did not know much about those country singers. An Interesting way of presenting their music careers/life stories.

Our October Classics

The Killer Elite - 1975 (action, thriller) - I watched it for the first time in the 80s.


Magnum PI - 1980 (crime, action) - we watched a few episodes of that old but enjoyable series.

The Blues Brothers - 1980 (musical, comedy) - great music and good, funny stuff.


Catch 22 - 1970  (drama, war) - it is not really a comedy, more a movie that makes you think of certain things. I have heard that the book by Joseph Heller is no longer on the reading lists in some school districts. If it is true you may think - why. Anyway, it was even more interesting to watch the movie.


Mockery - 1927 (drama) - silent movie - the story and the actors' parts are still interetsing to watch. Also because they are different than the nowadays moving pictures and the acting as well.

The Devil's Rejets - 2005 (crime) - finally I know where the line "What's the matter kid, don't you like clowns?" comes from.

Other Movies

Momentum - 2015 (action) - we had never seen an action movie filmed in South Africa. Pretty areas and a good action plot.

Postman - 1997 (adventure, drama) - one of the movies with a deeper message. I am not sure how many such brave mail deliverers wold be found today if it was needed.


Victor Frankenstein - 2015 (SF) - quite a different version of the traditional Frankenstein's story.

The Accidental Spy - 2001 (action, comedy) - always funny and entertaining Jackie Chan.

Bang Bang Baby - 2014 (musical) crazy but entertaining + good singing.

Pineapple Express - 2008 (action, comedy) stupid but entertaining.

Road to Perdition - 2002 (crime, drama) - good movie and a mafia man's story.

The Young Messiah - 2016 (drama) - the only movie showing Jesus as a little boy which I had ever seen. Nice and interesting approach.

When Time Expires - 1997 (SF) - We did enjoy watching it - the slowly developing plot is intriguing and involving but totally different from the nowadays SF movies.

Our Halloween Night Shows



Ten Little Indians - 1965 - a clasic based on the novel by Agatha Christie.

White Zombie - 1932 - The first zombie film - the original meaning of 'a zombie' shown in the movie.


House of Wax - 1953 - an early 3D movie + in color





Wywiady Klubowe: Rozmowa z Anną Jadwigą Matelską

Dzisiaj przedstawiamy kolejną Panią z Klubu Polki na Obczyźnie, interesującą osobę, blogerkę. Po pobycie w Malezji Ania zawitała „na chwilę” do Polski. Korzystamy z tego, że ma teraz trochę wolnego czasu i gościmy ją w naszych Wywiadach.

Twoje miejsce w Polsce?

Pochodzę z Gdańska, więc Trójmiasto na zawsze pozostanie moim domem, do którego kocham wracać o każdej porze roku. Jednak w głębi serca jestem wielkopolską pyrą – małe miasteczko pod Poznaniem o nazwie Puszczykówko, to prawdziwie MOJE miejsce w tej części świata.


A to niespodzianka 😊.  Trójmiasto to także moje rodzinne strony w Polsce, a i Poznań ma swoje szczególne miejsce w mojej historii życia.

Jak dawno temu wyjechałaś z Polski?

Przymierzałam się od dawna do tego wyjazdu, ale ostatecznie wyjechałam w 2015 roku. Pod koniec 2016 wróciłam do Polski, przynajmniej tymczasowo.

Kraj/ kraje / przyczyna Twojej emigracji?

Od małego świat mnie wabił, czytałam książki Fiedlera, wędrowałam dosłownie palcem po mapie, wreszcie nieśmiało zaczęłam podejmować pierwsze samodzielne próby podróżnicze. Studiowałam historię, uczyłam się języków, fascynowały mnie odległe kultury, podróże stawały się moją faktyczną pasją.


Od kiedy usłyszałam o organizacji AIESEC i o tym, że za jej pośrednictwem można wyjechać na staż w każdym zakątku świata, marzyłam, aby zrealizować taki szalony plan. Na celowniku była Ameryka Łacińska, którą interesowałam się już od jakiegoś czasu i do której jeździłam turystycznie. Jednak sprawa okazała się nie tak prosta, jak sądziłam. Nie mogłam znaleźć satysfakcjonującej mnie oferty, a te atrakcyjne były nieosiągalne z uwagi na mój nie dość jeszcze biegły hiszpański. Wtedy pomyślałam o Azji, jako o alternatywnym kierunku. I tak zupełnie przypadkiem wylądowałam w Malezji, o której nie wiedziałam praktycznie nic, ale która stała się moim domem na niemal 2 lata (zamiast planowanych 5 miesięcy).

Taki rozwój wydarzeń zaskoczył mnie samą, nigdy nie planowałam emigracji. Po raz kolejny przekonałam się, że marzenia się spełniają... ale w zupełnie inny sposób, niż się tego spodziewamy. A od świata latynoskiego wcale nie uciekłam aż tak daleko, bo właśnie w Malezji poznałam swojego obecnego partnera, Kolumbijczyka. Choć aktualnie oboje mieszkamy w Europie, w perspektywie mamy wyjazd za Ocean, tym razem w jego rodzinne strony.

Twoje wykształcenie...

Studiowałam w Warszawie – zresztą ten wyjazd na studia był moją pierwszą małą „emigracją”. Skończyłam historię oraz dziennikarstwo i komunikację społeczną, a podyplomowo również latynoamerykanistkę.



Czym zajmujesz się na co dzień?

Zawodowo zajmuję się PR-em i marketingiem, aktualnie pracuję w wydawnictwie książkowym.

Co lubisz robić w czasie wolnym?

Od zawsze nałogowo czytam książki, dlatego uwielbiam moją pracę. Poza tym prowadzę dość aktywny tryb życia, biegam, tańczę, uprawiam jogę i uczę się kolejnego języka – rosyjskiego. Oczywiście w każdej wolnej chwili staram się podróżować albo pisać o podróżach.

Z czego jesteś dumna?

Z tego, że się odważyłam i wyjechałam. Z tego, że wróciłam. Ostatnio jestem szczególnie dumna z wolontariatu, w który udało mi się zaangażować mimo napiętego planu tygodnia – pomagam bezdomnym kotom w krakowskiej fundacji Stawiamy na Łapy.

Kiedy zaczęłaś pisać bloga / o czym piszesz na blogu?

Mój blog Random Travel Stories powstał z potrzeby realizacji drugiego wielkiego marzenia, zaraz po podróżowaniu – marzenia o pisaniu. A także z chęci utrwalenia wspomnień, aby mieć o czym opowiadać wnukom (albo kotom) za czterdzieści lat. Do założenia własnego miejsca w sieci zmobilizował mnie właśnie wyjazd do Malezji.


Zaczęłam od tekstów podróżniczych – przy czym więcej jest w nich subiektywnych wrażeń niż informacji typowo praktycznych, choć te oczywiście również staram się zawierać, bo wiem, że przyciągają czytelników. Wraz z rozwojem bloga gdzieś w tyle głowy pojawiły się idee, które pragnę promować wszelkimi możliwymi kanałami: idee tolerancji i szacunku wobec odmiennych kultur, obyczajów i religii, świadomego, odpowiedzialnego podróżowania, a także zdrowego stylu życia i wegetarianizmu.

Czym jest dla Ciebie Klub Polki?

To jedna z największych internetowych niespodzianek ostatnich lat. Klub odkryłam przypadkiem, szukając nowych kanałów do promocji bloga. Znalazłam o wiele więcej – niesamowitą społeczność fascynujących, utalentowanych i szalenie inspirujących kobiet (oraz jednego rodzynka), z których każda ma do opowiedzenia multum historii udowadniających, że życie pisze naprawdę najlepsze scenariusze.



Co jeszcze chciałabyś nam powiedzieć o sobie?

Moje motto, które codziennie daje mi kopa do działania:
Najtrudniej jest przeżyć następne pięć minut. Życie – to jest następne pięć minut.

„A jednak robimy wszystko, żeby o tym nie myśleć. Plany, nadzieje, lęki – dotyczą przyszłych tygodni, miesięcy, lat, a nawet dziesięcioleci. W nich wyłącznie żyjemy, czyli nie żyjemy, ale wyobrażamy sobie życie. Ze strachu przed następnymi pięcioma minutami? Czy z nudów? Bo następne pięć minut prawie zawsze jest bardzo nieefektowne. Najczęściej trzeba coś przełożyć z miejsca na miejsce, a potem z powrotem na to samo miejsce, wstać, usiąść, zareagować.
A jednak nie ma innego życia, tylko najbliższe pięć minut. Reszta to wyobraźnia." – Stanisław Mrożek

ANNA JADWIGA MATELSKA

Strony Ani:
Blog Random Travel Stories
Facebook
Instagram

Jak powiedział zupełnie kto inny-przyszłosć nie istnieje, bo tak naprawdę zawsze jest dzisiaj. Żyjmy więc i nie bójmy się tego, co się jeszcze nie zdarzyło i być może nigdy się nie zdarzy. Skupmy się na tym, co pozytywne oraz jak radzi Ania, na tych najbliższych minutach naszego codziennego życia.

Aniu, dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia na kolejnym etapie Twojego życia i Twoich podróży.



Zdjęcia: Anna Jadwiga Matelska



Tuesday, November 21, 2017

Rachael Clementine Howard

Rachael Clementine Howard, our paternal grandmother,  was born on March 6, 1866, in Plano, Collin County, Texas. She was the fifth child of William James Howard and Rachel Belzora Stimson's.


In the family Bible her full name is recorded as Rachael Clementine Hashti Vashti Eugene Augusta Santa Fe Howard. Quite a lot of names for one lady only!

Racheal attended the Spring Creek School which was four miles west of Plano, TX. Later, he joined the Fannie Harringotn Chapel - Methodist Church.

At the age of 16 (in September 1882), Racheal was baptized at Bethany Church in Plano, TX. In the same year, on December 21, she married 22-year-old Robert Jefferson Davis Brown of Tennesseee. Robert's parents were Mr. Sidney Brown and Mrs. Sarah Elizabeth Brown (nee Angel). The spouse was born on September 11, 1860, in Sumner County, Tennessee.

Soon, Racheal and Robert's daughters were born.
Clevie May Brown came to this world on November 29, 1884 (in Plano). Her sister Lula Belle was born two years later, on September 7.


Unfortunately, Rachel and Robert's matrimony did not last long. They separated in 1887. Robert took the older daughter and went back to Tennessee. Lula stayed with mum in Texas. Rachel's first spouse died of pneumonia on May 23, 1890. He was buried at Bowman Cemetery, Plano, Texas. Clevie came back to her mom's then.

Two years later, on January 3, 1892, Rachael married 24-year-old John Lee Gant who was a farmer.

As the Census records show, in 1900 and ten years later as well, the couple lived with their children and Rachel's mother at Justice Precinct 5 (west part) in Plano town, Collin, Texas, United States*/**.
John and Racheal had nine children. Seven of them lived till their adult age - two infant twins were stillborn.

Rachael's youngest son Harold and one of her daughters (Victoria?)

 Original art piece by Rachael's son Harold

In 1903, on August 13, Rachel's 18-year-old daughter Clevie married Arthur Stevens Witt. The marriage ceremony took place in McKinney, Texas. Arthur was five years older than his bride - he was born to Mr. John Worth Witt and Mrs. Rachel E. Witt (nee Shirley) on February 19,1890.

Clevie and Arthur had three daughters.

1. Lula Mae - born 1907
2. Maurine Rachel - born 1910
3. Eloise Brown - born 1921

Rachael and Robert's second daughter Lula got married on August 18, 1918. Her husband was Charles Wells. Lula was married three times (and most likely divorced twice). On  June 16, 1924, she entered the second matrimony with Charles L. Moon. I do not know how long their marriage lasted. Anyway Lula's third husband was Mr. Moore.

1920 was a difficult year to Rachael and the family. In February, Viola, 24 four-year-old daughter of Rachael and John's passed. Maybe the reason was so-called Spanish influenza which had taken many lives in 1919.

After the death of Rachel Clementine's parents - William James and Rachel Belzora - she inherited  64 acres of the farm which belonged to them. The land was in Plano, Texas (north of Spring Creek - nowadays Rainier Road). According to the information which I received from cousin Rachel B., Spring Creek is around one hundred yards south of what used to be called Gant Road.

On March 25, Rachael's huband John Lee got ill. He passed on April 11, 1920, at 6:20 PM, in their home in Plano (Rachael was 54 then). After her husband's death she was the head of the family. Rachel became a farmer and farmed the land together with her children.

Years later her health deteriorated seriously. She was attended and treated by a doctor for a few months (from May 19th to October 28th, 1943). Rachael died at home on October 28 at 12:30 PM. The death certificated was signed and confirmed by Rachael's daughter Victoria.
Rachel Clementine lived 77 years, 7 months and 26 days.


Harrington Funeral Home was represented by Mr. J O who serviced Rachael (on October 29) on her last way. Her grave is in Plano at Plano Mutual Cemetery.


Source:
*United States Census, 1900," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:M3L3-P3Q : accessed 14 November 2017), Clevie Brown in household of John L Gant, Justice Precinct 5 (west part) Plano town, Collin, Texas, United States; citing enumeration district (ED) 16, sheet 18A, family 350, NARA microfilm publication T623 (Washington, D.C.: National Archives and Records Administration, 1972.); FHL microfilm 1,241,621.

**"United States Census, 1910," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:M2SC-H6Z : accessed 14 November 2017), Rachel Gant in household of John L Gant, Justice Precinct 5, Collin, Texas, United States; citing enumeration district (ED) ED 20, sheet 8A, family 126, NARA microfilm publication T624 (Washington D.C.: National Archives and Records Administration, 1982), roll 1540; FHL microfilm 1,375,553. 

https://www.familysearch.org/
Credits: Photo of gravestone by mystic75074 

 


Wednesday, November 15, 2017

Wywiady Klubowe: Rozmowa z Joanną Rutko-Seitler

Wywiady Klubowe powracają dzisiaj do Szwajcarii. Tutaj też mieszka polska blogerka Joanna.

Joanno, gdzie jest Twoje miejsce w Polsce?
 
Urodziłam się w Bolesławcu, wychowałam w Żarach. Często zaglądam do tego miejsca, choć rodzina już wymarła i tylko paru znajomych pozostało. Teraz gdy jeżdżę do Polski, zatrzymuję się u rodziców mojej przyjaciółki w Nowogrodzie Bobrzańskim, który jest moim drugim domem i bazą wypadową na różne wyprawy. Pozostaję jednak w Lubuskiem, gdzie grzyby, ryby i ruiny...

Jak dawno temu wyjechałaś z Polski?

Do Szwajcarii wyjechałam pierwszy raz na zimowy urlop w 2001 roku, ale tak mnie tam ciągnęło, że zostawiłam wszystko i na wiosnę podjęłam pracę pod Zurychem (w Richterswil). Jakby nie patrzeć, zaraz będzie już 17 lat.


Kraj/ kraje i przyczyna Twojej emigracji to...

Jako studentka wyjeżdżałam do pracy sezonowej do Niemiec i do Szwajcarii. Niemcy jednak nie przypadły mi do gustu. Nie mogłam się odnaleźć w Berlinie. Helwecja i jej małe miasteczka mają tyle uroku, że to właśnie tutaj postanowiłam się osiedlić. W Arbon, nad jeziorem Bodeńskim.

Co nam powiesz o swoim wykształceniu?

Jestem absolwentką Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości we Wrocławiu, o kierunku Administracja Rządowa i Samorządowa. Niestety nie pracowałam tutaj w tym zawodzie, gdyż... takiego zawodu po prostu nie ma. W Szwajcarii jesteś albo specjalistką od czegoś, albo od niczego. Lubię się kształcić. Niedawno ukończyłam kurs pracownika ochrony, który potrzebny mi był, by nieskrępowanie brać udział w festiwalach, jako ochrona sceny. Dorobiłam sobie też licencję na użytkowanie gazów łzawiących. W planie jeszcze inne kursy i licencje, związane z ochroniarstwem.


Te inne licencje brzmią interesująco...

Czym zajmujesz się na co dzień?

Mam wiele zajęć. Najważniejszym z nich jest wychowywanie dziecka. To córka jest na pierwszym miejscu. Mam wiele zajęć dodatkowych. Jestem fotografką „eventową" (weekendy), w sezonie letnim organizuję koncerty nad jeziorem w moim mieście (PickNickJazz am See), pracuję na wszelakich festiwalach (Greenfield, Streetfood). Jestem menagerem grupy muzycznej mojego męża i znajomego, prowadzę bloga i administruję fejsbukową grupę Polacy w Szwajcarii. Ponadto pomagam Polakom „bez języka" w gminie, u lekarzy i przy załatwianiu innych spraw urzędowych.

Jakie masz hobby / co lubisz robić w czasie wolnym?

W wolnym czasie przy złej pogodzie lubię się legnąć z kubkiem kawusi (Obligatoryjnie Nescafe 3w1 z Polski) z książką, gazetą Wróżka lub z tabletem, czytając inne blogi. Obok mnie traktorujący futrzak James, którego ulubione miejsce to wszystko, co elektroniczne. W tym wspomniany tablet. Gdy pogoda dopisuje, biorę aparat i wędruję.


Z czego jesteś dumna?

Pomimo tego, że jestem osobą publiczną i narażam się na „hejt” wśród rodaków, jestem dumna z tego, że mogłam pokazać Szwajcarom, jak również i Polakom, że jako „Auslanderka" potrafię się zintegrować i stworzyć coś, co nikomu jeszcze do głowy nie przyszło. Mieszkam nad jeziorem Bodeńskim w pięknym miasteczku, w którego porcie znajduje się pawilon muzyczny, stojący odłogiem. 5 lat temu wraz z mężem, wpadliśmy na pomysł, by go ożywić. W tym roku dostałam pierwszą dotację od miasta, a impreza wyrobiła już sobie markę.

Kiedy zaczęłaś pisać bloga / o czym piszesz na blogu?

Siedząc w branży kulturowo-muzycznej, zauważyłam, że brakuje kalendarium z imprezami w języku polskim. Długo zastanawiałam się jak to rozwiązać, aż w końcu zdecydowałam się, że założę bloga. Obserwowałam blogi koleżanek i zauważyłam, że jest luka, bo nikt do tej pory o imprezach nie pisał. Bałam się, że pomysł nie przejdzie. Kilka osób jednak rozwiało moje wątpliwości i tak oto Auslanderka w Szwajcarii wypłynęła. Potem doszły relacje z imprez, knajpek, restauracji, opisy odwiedzanych miejsc, helwecka kuchnia i najważniejsze sprawy w tym kraju. Od szczepień dzieci, przez obowiązek szkolny do alimentów na przykład. Wielu ludzi zadaje mi pytania przez messengera i zamiast powtarzać się kilkakrotnie, piszę artykuły, w których staram się w miarę szczegółowo naświetlić problem i rozwiązanie. Jeśli brakuje mi wiedzy w danym temacie, idę do gminy i pytam. Często też wykorzystuję wiedzę mojego męża, który jest lekarzem i kolegi, który jest policjantem i strażakiem. Takie znajomości bardzo się przydają.


Czym jest dla Ciebie Klub Polki?

Na stronę klubu Polki trafiłam przez koleżankę blogerkę. Widziałam logo na jej stronie i weszłam. W szoku byłam, że jest tyle dziewczyn (i chłopak) z całego świata... Każdy ma własną historię do opowiedzenia, każda historia jest ciekawa. Zastanawiałam się, czy warto byłoby się dołączyć... pewnie, że warto! Wysłałam zapytanie i mnie przyjęto. Na oficjalną stronę klubu wchodzę parę razy w miesiącu. Wiem, nie często, ale na FB mogę śledzić nowości i wszystkie wpisy. W życiu nie widziałam na oczy tych dziewczyn, ale czytam z zapałem pewne blogi. I tak jak ja się dziwię, kto mnie w Chinach czyta, tak pewnie panie z Tajlandii, Wietnamu czy też Turcji dziwią się kto je w Szwajcarii czyta. Klub to taka mała-wielka rodzina, która się czasem i pokłóci, i przytuli jak trzeba.

Co jeszcze chciałabyś nam powiedzieć o sobie?
 
We wrześniu uruchomiłam dział wywiady. Są to rozmowy z Polakami, którzy założyli biznesy w tym pięknym kraju. Ostatnie pytanie, Jaką radę dałbyś Polakom, zakładającym swój biznes, wszyscy odpowiadają zgodnym chórem: Wierzyć w siebie, spełniać marzenia i nie poddawać się. I to jest również moje motto. Blog nie jest perfekcyjny. Ja nie jestem perfekcyjna. Robię, co mogę i się nie poddaję. Nie rezygnuję z pisania, tylko dlatego, że ktoś po mnie pojechał jak po szmacie. I wszystkim tego życzę. Niech Wam zwisa i powiewa to, co inni o was myślą. Róbcie swoje.



JOANNA RUTKO-SEITLER 

Blog Joanny: Auslanderka w Szwajcarii 

Joanno, dziękujemy za spotkanie.
Cieszymy się, że mimo tak wielu zajęć mogłaś poświęcić nam chwilę na naszą klubową rozmowę. Gratulujemy osiągnięć i tego, że przeciwności oraz niepowodzenia, które zdarzają się każdemu, Cię nie zniechęcają.

A więc róbmy swoje (o czym spiewał też Wojciech Młynarski) i nie rezygnujmy z marzeń!
Co Wy na to?

Zdjęcia: Joanna Rutko-Seitler





Wednesday, November 8, 2017

Pecos Bill

Pecos Bill, fikcyjny kowboj o nadprzyrodzonej sile i nieziemskich mocach, jest bohaterem popularnych w Teksasie opowieści, wymyślonych i spisanych przez Edwarda S. O'Reilly na początku XX wieku.

Pecos Bill urodził się w latach trzydziestych XIX wieku, był najmłodszym, osiemnastym dzieckiem teksaskiego pioniera i jego żony. Już jako niemowlę Pecos Bill był niezwykły - zaczął mówić, gdy nie miał jeszcze miesiąca, a w okresie ząbkowania, zamiast tradycyjnego gryzaka wolał bowiem ssać nóż. Kiedy potrafił już poruszać się na czworakach, Pecos Bill wymykał się mamie, by siłować się z młodymi niedźwiedziami i innymi dzikimi zwierzętami.

Pewnego razu, gdy rodzice chłopca przeprawiali się wozem przez rzekę Pecos, mały Bill wypadł z wozu i wpadł do rzeki. Jej nurt porwał dziecko i poniósł daleko od miejsca, gdzie byli jego tata i mama. Chłopiec jednak nie utonął - gdy wpadł do wody od razu, 'sam z siebie' nauczył się pływać i dotarł do brzegu rzeki. Tam znalazła go samica kojota, która zaprowadziła go do swojego stada. I tak przez piętnaście lat Pecos Bill żył wychowywany przez kojoty.

Chłopca odnalazł przypadkiem jeden z jego braci. Rodzina Billa musiała wówczas nauczyć go ludzkich zachowań i tego, że jest człowiekiem, a nie kojotem.

Pecos Bill wyrósł na super kowboja. Był najsilniejszy, najwspanialszy i najmężniejszy. Według legendy to właśnie on wymyślił lasso oraz znaczenie bydła przy pomocy rozgrzanego metalu. Potrafił jeździć na tornadzie oraz na panterze jak na rumaku, do popędzania bydła służył mu nie bat, a grzechotnik. Bill potrafił też założyć uprząż na rzekę Rio Grande po to, by nawodnić nią swoje ranczo. Jego ulubionym koniem był Widow Maker, który żywił się dynamitem i był tak niebezpieczny, że można było stracić życie, próbując go dosiąść.

Pecos Bill miał wiele żon, ale jego jedyną miłością była jego pierwsza żona Slue-foot Sue. Zaraz po ślubie Sue chciała, by Bill w dowód miłości pozwolił jej dosiąść Widow Makera. Mimo sprzeciwu męża (jak wiemy rumak Billa nie był zwykłym, potulnym konikiem) Sue dopięła swego. Gdy wsiadła na konia, ten zaczął wierzgać i kopać tak mocno, że Sue zleciała z siodła. Panna młoda, zgodnie z ówczesną modą, miała na sobie turniurę - metalowy, elastyczny stelaż, który podtrzymywał halkę i spódnicę sukni. Siła upadku sprawiła, że dzięki owemu sprężynującemu elementowi garderoby, Sue zaczęła odbijać się jak piłka coraz wyżej i wyżej. Nawet Bill nie dał rady jej zatrzymać. Sue odbijała się od ziemi dalej i dalej. Nieszczęsny małżonek zdał sobie sprawę, że jak tak dalej pójdzie, wkrótce Sue zginie śmiercią głodową. Dlatego, by ją od tego uchronić, musiał niestety zastrzelić swą świeżo poślubioną żonę. Inna wersja tej legendy mówi, że Sue doleciała do Księżyca i tam do dzisiaj odbija się na turniurze w górę i w dół.


Pecos Bill miał wiele przygód, które O'Reilly opublikował w roku 1923 w postaci sagi. Ten niezwykły kowboj i superbohater jest przykładem postaci tak zwanego pseudofolkloru, który prezentuje zmyślone historie i zmodyfikowane legendy jako legendy prawdziwe, mające podstawy historyczne. Jakby nie było, opowieści o Pecos Billu stały się tak popularne, że stał się on jednym z wielu bohaterów folkloru amerykańskiego.


Ilustracja: By Maroonbeard (Own work) [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons





Friday, November 3, 2017

Mom's WW2 Stories: School

When the war started and Poland was occupied by Nazi Germany, the ability of speaking and understanding German became vital. My grandma was a fluent German speaker and she decided to teach the language to her little daughters. Her teaching method was simple - she spoke to the girls in German only. Every day, day by day. At the beginning, mom (a few year old baby girl then) and her two years older sister cried because they did not know what their mother was saying. Therefore, they often asked grandma, with tears in their little eyes, to tell them in Polish what she meant. Although the method may seem a bit drastic, it appeared to be very effective - after three months of such active learning, both girls could easily communicate in German. Then, grandma Irena started talking to her daughters in their native language again.

When mom "became of age" and the very first day of her school education came, she was more than ready considering the German language. It was important as Polish was forbidden - the classes were run by German teachers in German only. Since she could also read and count (the early primary school mathematics level of course), after a short time of her career in the first grade, mom was moved the third one and attended classes together with her older sister.

Frau K., their teacher, seemed not to be keen on the Polish kids and she made them see and feel (literally) it. An example? One morning mom was walking along the corridor toward the classroom, at the same time, a German boy of the same third-year group passed her by. He was running. The teacher saw him ran but when he ran into the classroom, she said nothing even though running in the school building was forbidden. When mom reached the room, Miss K. yelled at her: "Running is not allowed!" and hit her with a stick. It did not help that mom cried and tried to explain: "I did not run Miss. It was Georg.*", she got her beating anyway.

Despite all the years which have passed (mom is eighty-two now), she can still remember what she learned during her first year at school. One of the songs which she very much enjoyed was  Jetzt fahrn wir übern See, übern See. I have found a modern video version of it on YouTube (the teacher and the kids in the video are not related to mom's story in any way).


The song is about sailing across the see without paddles, birds which sang and hunters who blew their horns. The trick during singing is that you are not supposed to sing a certain word. Mom recalls that when they sang the song at the class, whoever happened to make a mistake, forgotten to be silent at the right time, had to stand up.

Another song which she learned at school was Es regnet, es regnet, die Erde wird nass!


This one is obviously about the rain but the children are pleased because they are sitting in a dry place and they will not get wet.

Except singing, there was also reading and Das Büblein auf dem Eise. The poem, written by 19th-century German poet Friedrich Wilhelm Güll, tells a story about a little boy who is eager to check whether the fresh ice on a pond is thick enough to play on it. The poem is quite long and mom can still recite the beginning of it.

All in all, mother's wartime school education adventure did not last long. One day, when mom and her sister came to school, Miss K. greeted the pupils with a "Heil Hitler!", as usual. Then, the Polish children were given homework and told to go back home. It all repeated on the next day. The teacher did not check whether the previous homework had been done, just set another one and, again, "go home" for the Polish pupils. Soon, when they came to school they were not allowed to enter the building at all. The classes were for German kids only.


In the picture mom - ready to go to school on her very first school day (September 1942). The flowers were for her teacher. Mom was wearing a green velvet skirt made by grandma. The white (colored striped) shirt had green buttons with pictures of little colored toadstools on them.

Can you remember anything from your first year in primary school, what you learned then? Well, I cannot. Maybe there was nothing unusual about it or I did not really enjoy it. Who knows.

* The name has been changed 

More Mom's WW2 Stories





Tuesday, October 31, 2017

Movies Monthly: September

Here are the films and TV shows which we enjoyed watching most in the month of September.

Miniseries

Hatfields & McCoys - 2012 (history) - with the family connection to McCoys (which I had found during my ancestry research project) it was very interesting to rewatch the tragic family history. This time, we looked at all the events from a more personal angle. Our connection to McCoys was Ms. Barbara Trollinger (born in 1768). In 1796 she married William McCoy who was Asa Harmon McCoy's uncle.



Documentaries:

Beslan - Three Days in September - 2006 - school starts in Poland on September 1 as well. On that day in 2004, I started another school work year - everything at our school went smoothly, as usual. The opening school year ceremony and the all school gathering lasted for about a half an hour, then students went to the classrooms to meet their teachers and get their classes schedules. That was all. At the same time in Beslan, such horrifying things happened and lasted much longer than one school-day only. In my opinion, everybody should watch the documentary, maybe they could see then what appalling deeds are certain people capable of.

Expedition Texas - the episodes which we watched had been aired in 2016 (season 7) - little known but interesting facts about places and (old) buildings in Texas.

The Vietnam War  - 2017 - very informative and educational series. I was born when the war had already begun. I lived in Poland, I was little and Vietnam was far away in Asia. Never had I realized how long the war lasted and how very much deceived those men had been until I watched the series. They all were the victims of the war.

It is stunning how current some comments and slogans from the 70s, showed in the documentary, seem to be. "Our flag - love it or leave" for example. A lot of interesting facts and materials make the show quite a history lesson.

The last part of the series I found very moving. Our brother is a Vietnam veteran as well.

Our Classics of September

Platoon - 1986 (war) - we watched it as the post-final part of The Vietnam War series. Many historical facts mentioned in the documentary were included in the movie.


Cobra - 1986 (action) - another Stallone's film which is good to rewatch from time to time.

Dune - 1984 (SF)  - I used to have the book which the movie was based on. The book (original version in English) was thick, full of descriptive parts. It was interesting to see the visual version of it. Quite well-made, I did enjoy watching the movie.

Seven Years in Tibet - 1997 (biography, drama) - if you have not seen it, you should. Certainly worth sparing your time to watch the 1997 version of the film. I have not seen the original Austrian story made earlier in the 50s.

 Network - 1976 (drama) - it is sad how the movie TV premonition seems to be very much a reality right now. "I'm as mad as hell and I'm not gonna take this anymore!" feels still current too.


Other movies

Fantastic Beasts and Where to Find Them - 2016 (fantasy) - interesting, involving and entertaining + many nice computer effects.

The Lucky Ones - 2008 (drama) - unfortunately, as it was shown in the movie, many people neglect not only the ex and present service men and women as persons but their sacrifices as well.

Land of Mine - 2015 (war, history) - a tricky title - it meant something totally else than you could think.

Sister - 2016 (drama) - it is commonly known that a family environment has a great impact regarding child's development and life. That influence obviously may be positive or negative. The film shows an interesting example of it all + how the bond between siblings may change and grow.

Tremors 1- 4 (SF) - the original first part (1990) and the fourth "The Legend Begins" were the most enjoyable ones of the four.

Suicide Kings - 1997 (drama) - a weird but interesting story.


Eagle Eye - 2008  - a bit different action film.