Thursday, November 30, 2017

Movies Monthly: October

The shows which we enjoyed most.

TV Series 

The Collection - BBC - 2016 (drama) - the designers mother - her look remonds me of a lady I used to know.

Tracy Ullman's Show - 2016 (comedy) - BBC - funny but we are not always sure who is being portrayed in an episode (who that person is supposed to be). Thanks to the series we found out who the new husband of Jerry Hall's is. By the way, Jerry and my husband did go to the same high school.

The Doctor Blake Mysteries - 2013 Australian detective story

Murdoch Mysteries - the seventh season of the Canadian detective story - always enjoy watching it. If you do not know Murdoch was not only a bright minded detective but also a  smart inventor.

Documentary Series

The Civil War: Brothers Divided - 2017 - very informative shown with a presonal approach, naming the soldiers who took part in the battles on both sides of the war and what happened to them later.

Mike Judge Presents: Tales from the Touring Bus (cartoon) - quite a different type of documentary. I did not know much about those country singers. An Interesting way of presenting their music careers/life stories.

Our October Classics

The Killer Elite - 1975 (action, thriller) - I watched it for the first time in the 80s.


Magnum PI - 1980 (crime, action) - we watched a few episodes of that old but enjoyable series.

The Blues Brothers - 1980 (musical, comedy) - great music and good, funny stuff.


Catch 22 - 1970  (drama, war) - it is not really a comedy, more a movie that makes you think of certain things. I have heard that the book by Joseph Heller is no longer on the reading lists in some school districts. If it is true you may think - why. Anyway, it was even more interesting to watch the movie.


Mockery - 1927 (drama) - silent movie - the story and the actors' parts are still interetsing to watch. Also because they are different than the nowadays moving pictures and the acting as well.

The Devil's Rejets - 2005 (crime) - finally I know where the line "What's the matter kid, don't you like clowns?" comes from.

Other Movies

Momentum - 2015 (action) - we had never seen an action movie filmed in South Africa. Pretty areas and a good action plot.

Postman - 1997 (adventure, drama) - one of the movies with a deeper message. I am not sure how many such brave mail deliverers wold be found today if it was needed.


Victor Frankenstein - 2015 (SF) - quite a different version of the traditional Frankenstein's story.

The Accidental Spy - 2001 (action, comedy) - always funny and entertaining Jackie Chan.

Bang Bang Baby - 2014 (musical) crazy but entertaining + good singing.

Pineapple Express - 2008 (action, comedy) stupid but entertaining.

Road to Perdition - 2002 (crime, drama) - good movie and a mafia man's story.

The Young Messiah - 2016 (drama) - the only movie showing Jesus as a little boy which I had ever seen. Nice and interesting approach.

When Time Expires - 1997 (SF) - We did enjoy watching it - the slowly developing plot is intriguing and involving but totally different from the nowadays SF movies.

Our Halloween Night Shows



Ten Little Indians - 1965 - a clasic based on the novel by Agatha Christie.

White Zombie - 1932 - The first zombie film - the original meaning of 'a zombie' shown in the movie.


House of Wax - 1953 - an early 3D movie + in color





Wywiady Klubowe: Rozmowa z Anną Jadwigą Matelską

Dzisiaj przedstawiamy kolejną Panią z Klubu Polki na Obczyźnie, interesującą osobę, blogerkę. Po pobycie w Malezji Ania zawitała „na chwilę” do Polski. Korzystamy z tego, że ma teraz trochę wolnego czasu i gościmy ją w naszych Wywiadach.

Twoje miejsce w Polsce?

Pochodzę z Gdańska, więc Trójmiasto na zawsze pozostanie moim domem, do którego kocham wracać o każdej porze roku. Jednak w głębi serca jestem wielkopolską pyrą – małe miasteczko pod Poznaniem o nazwie Puszczykówko, to prawdziwie MOJE miejsce w tej części świata.


A to niespodzianka 😊.  Trójmiasto to także moje rodzinne strony w Polsce, a i Poznań ma swoje szczególne miejsce w mojej historii życia.

Jak dawno temu wyjechałaś z Polski?

Przymierzałam się od dawna do tego wyjazdu, ale ostatecznie wyjechałam w 2015 roku. Pod koniec 2016 wróciłam do Polski, przynajmniej tymczasowo.

Kraj/ kraje / przyczyna Twojej emigracji?

Od małego świat mnie wabił, czytałam książki Fiedlera, wędrowałam dosłownie palcem po mapie, wreszcie nieśmiało zaczęłam podejmować pierwsze samodzielne próby podróżnicze. Studiowałam historię, uczyłam się języków, fascynowały mnie odległe kultury, podróże stawały się moją faktyczną pasją.


Od kiedy usłyszałam o organizacji AIESEC i o tym, że za jej pośrednictwem można wyjechać na staż w każdym zakątku świata, marzyłam, aby zrealizować taki szalony plan. Na celowniku była Ameryka Łacińska, którą interesowałam się już od jakiegoś czasu i do której jeździłam turystycznie. Jednak sprawa okazała się nie tak prosta, jak sądziłam. Nie mogłam znaleźć satysfakcjonującej mnie oferty, a te atrakcyjne były nieosiągalne z uwagi na mój nie dość jeszcze biegły hiszpański. Wtedy pomyślałam o Azji, jako o alternatywnym kierunku. I tak zupełnie przypadkiem wylądowałam w Malezji, o której nie wiedziałam praktycznie nic, ale która stała się moim domem na niemal 2 lata (zamiast planowanych 5 miesięcy).

Taki rozwój wydarzeń zaskoczył mnie samą, nigdy nie planowałam emigracji. Po raz kolejny przekonałam się, że marzenia się spełniają... ale w zupełnie inny sposób, niż się tego spodziewamy. A od świata latynoskiego wcale nie uciekłam aż tak daleko, bo właśnie w Malezji poznałam swojego obecnego partnera, Kolumbijczyka. Choć aktualnie oboje mieszkamy w Europie, w perspektywie mamy wyjazd za Ocean, tym razem w jego rodzinne strony.

Twoje wykształcenie...

Studiowałam w Warszawie – zresztą ten wyjazd na studia był moją pierwszą małą „emigracją”. Skończyłam historię oraz dziennikarstwo i komunikację społeczną, a podyplomowo również latynoamerykanistkę.



Czym zajmujesz się na co dzień?

Zawodowo zajmuję się PR-em i marketingiem, aktualnie pracuję w wydawnictwie książkowym.

Co lubisz robić w czasie wolnym?

Od zawsze nałogowo czytam książki, dlatego uwielbiam moją pracę. Poza tym prowadzę dość aktywny tryb życia, biegam, tańczę, uprawiam jogę i uczę się kolejnego języka – rosyjskiego. Oczywiście w każdej wolnej chwili staram się podróżować albo pisać o podróżach.

Z czego jesteś dumna?

Z tego, że się odważyłam i wyjechałam. Z tego, że wróciłam. Ostatnio jestem szczególnie dumna z wolontariatu, w który udało mi się zaangażować mimo napiętego planu tygodnia – pomagam bezdomnym kotom w krakowskiej fundacji Stawiamy na Łapy.

Kiedy zaczęłaś pisać bloga / o czym piszesz na blogu?

Mój blog Random Travel Stories powstał z potrzeby realizacji drugiego wielkiego marzenia, zaraz po podróżowaniu – marzenia o pisaniu. A także z chęci utrwalenia wspomnień, aby mieć o czym opowiadać wnukom (albo kotom) za czterdzieści lat. Do założenia własnego miejsca w sieci zmobilizował mnie właśnie wyjazd do Malezji.


Zaczęłam od tekstów podróżniczych – przy czym więcej jest w nich subiektywnych wrażeń niż informacji typowo praktycznych, choć te oczywiście również staram się zawierać, bo wiem, że przyciągają czytelników. Wraz z rozwojem bloga gdzieś w tyle głowy pojawiły się idee, które pragnę promować wszelkimi możliwymi kanałami: idee tolerancji i szacunku wobec odmiennych kultur, obyczajów i religii, świadomego, odpowiedzialnego podróżowania, a także zdrowego stylu życia i wegetarianizmu.

Czym jest dla Ciebie Klub Polki?

To jedna z największych internetowych niespodzianek ostatnich lat. Klub odkryłam przypadkiem, szukając nowych kanałów do promocji bloga. Znalazłam o wiele więcej – niesamowitą społeczność fascynujących, utalentowanych i szalenie inspirujących kobiet (oraz jednego rodzynka), z których każda ma do opowiedzenia multum historii udowadniających, że życie pisze naprawdę najlepsze scenariusze.



Co jeszcze chciałabyś nam powiedzieć o sobie?

Moje motto, które codziennie daje mi kopa do działania:
Najtrudniej jest przeżyć następne pięć minut. Życie – to jest następne pięć minut.

„A jednak robimy wszystko, żeby o tym nie myśleć. Plany, nadzieje, lęki – dotyczą przyszłych tygodni, miesięcy, lat, a nawet dziesięcioleci. W nich wyłącznie żyjemy, czyli nie żyjemy, ale wyobrażamy sobie życie. Ze strachu przed następnymi pięcioma minutami? Czy z nudów? Bo następne pięć minut prawie zawsze jest bardzo nieefektowne. Najczęściej trzeba coś przełożyć z miejsca na miejsce, a potem z powrotem na to samo miejsce, wstać, usiąść, zareagować.
A jednak nie ma innego życia, tylko najbliższe pięć minut. Reszta to wyobraźnia." – Stanisław Mrożek

ANNA JADWIGA MATELSKA

Strony Ani:
Blog Random Travel Stories
Facebook
Instagram

Jak powiedział zupełnie kto inny-przyszłosć nie istnieje, bo tak naprawdę zawsze jest dzisiaj. Żyjmy więc i nie bójmy się tego, co się jeszcze nie zdarzyło i być może nigdy się nie zdarzy. Skupmy się na tym, co pozytywne oraz jak radzi Ania, na tych najbliższych minutach naszego codziennego życia.

Aniu, dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia na kolejnym etapie Twojego życia i Twoich podróży.



Zdjęcia: Anna Jadwiga Matelska



Tuesday, November 21, 2017

Rachael Clementine Howard

Rachael Clementine Howard, our paternal grandmother,  was born on March 6, 1866, in Plano, Collin County, Texas. She was the fifth child of William James Howard and Rachel Belzora Stimson's.


In the family Bible her full name is recorded as Rachael Clementine Hashti Vashti Eugene Augusta Santa Fe Howard. Quite a lot of names for one lady only!

Racheal attended the Spring Creek School which was four miles west of Plano, TX. Later, he joined the Fannie Harringotn Chapel - Methodist Church.

At the age of 16 (in September 1882), Racheal was baptized at Bethany Church in Plano, TX. In the same year, on December 21, she married 22-year-old Robert Jefferson Davis Brown of Tennesseee. Robert's parents were Mr. Sidney Brown and Mrs. Sarah Elizabeth Brown (nee Angel). The spouse was born on September 11, 1860, in Sumner County, Tennessee.

Soon, Racheal and Robert's daughters were born.
Clevie May Brown came to this world on November 29, 1884 (in Plano). Her sister Lula Belle was born two years later, on September 7.


Unfortunately, Rachel and Robert's matrimony did not last long. They separated in 1887. Robert took the older daughter and went back to Tennessee. Lula stayed with mum in Texas. Rachel's first spouse died of pneumonia on May 23, 1890. He was buried at Bowman Cemetery, Plano, Texas. Clevie came back to her mom's then.

Two years later, on January 3, 1892, Rachael married 24-year-old John Lee Gant who was a farmer.

As the Census records show, in 1900 and ten years later as well, the couple lived with their children and Rachel's mother at Justice Precinct 5 (west part) in Plano town, Collin, Texas, United States*/**.
John and Racheal had nine children. Seven of them lived till their adult age - two infant twins were stillborn.

Rachael's youngest son Harold and one of her daughters (Victoria?)

 Original art piece by Rachael's son Harold

In 1903, on August 13, Rachel's 18-year-old daughter Clevie married Arthur Stevens Witt. The marriage ceremony took place in McKinney, Texas. Arthur was five years older than his bride - he was born to Mr. John Worth Witt and Mrs. Rachel E. Witt (nee Shirley) on February 19,1890.

Clevie and Arthur had three daughters.

1. Lula Mae - born 1907
2. Maurine Rachel - born 1910
3. Eloise Brown - born 1921

Rachael and Robert's second daughter Lula got married on August 18, 1918. Her husband was Charles Wells. Lula was married three times (and most likely divorced twice). On  June 16, 1924, she entered the second matrimony with Charles L. Moon. I do not know how long their marriage lasted. Anyway Lula's third husband was Mr. Moore.

1920 was a difficult year to Rachael and the family. In February, Viola, 24 four-year-old daughter of Rachael and John's passed. Maybe the reason was so-called Spanish influenza which had taken many lives in 1919.

After the death of Rachel Clementine's parents - William James and Rachel Belzora - she inherited  64 acres of the farm which belonged to them. The land was in Plano, Texas (north of Spring Creek - nowadays Rainier Road). According to the information which I received from cousin Rachel B., Spring Creek is around one hundred yards south of what used to be called Gant Road.

On March 25, Rachael's huband John Lee got ill. He passed on April 11, 1920, at 6:20 PM, in their home in Plano (Rachael was 54 then). After her husband's death she was the head of the family. Rachel became a farmer and farmed the land together with her children.

Years later her health deteriorated seriously. She was attended and treated by a doctor for a few months (from May 19th to October 28th, 1943). Rachael died at home on October 28 at 12:30 PM. The death certificated was signed and confirmed by Rachael's daughter Victoria.
Rachel Clementine lived 77 years, 7 months and 26 days.


Harrington Funeral Home was represented by Mr. J O who serviced Rachael (on October 29) on her last way. Her grave is in Plano at Plano Mutual Cemetery.


Source:
*United States Census, 1900," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:M3L3-P3Q : accessed 14 November 2017), Clevie Brown in household of John L Gant, Justice Precinct 5 (west part) Plano town, Collin, Texas, United States; citing enumeration district (ED) 16, sheet 18A, family 350, NARA microfilm publication T623 (Washington, D.C.: National Archives and Records Administration, 1972.); FHL microfilm 1,241,621.

**"United States Census, 1910," database with images, FamilySearch (https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:M2SC-H6Z : accessed 14 November 2017), Rachel Gant in household of John L Gant, Justice Precinct 5, Collin, Texas, United States; citing enumeration district (ED) ED 20, sheet 8A, family 126, NARA microfilm publication T624 (Washington D.C.: National Archives and Records Administration, 1982), roll 1540; FHL microfilm 1,375,553. 

https://www.familysearch.org/
Credits: Photo of gravestone by mystic75074 

 


Wednesday, November 15, 2017

Wywiady Klubowe: Rozmowa z Joanną Rutko-Seitler

Wywiady Klubowe powracają dzisiaj do Szwajcarii. Tutaj też mieszka polska blogerka Joanna.

Joanno, gdzie jest Twoje miejsce w Polsce?
 
Urodziłam się w Bolesławcu, wychowałam w Żarach. Często zaglądam do tego miejsca, choć rodzina już wymarła i tylko paru znajomych pozostało. Teraz gdy jeżdżę do Polski, zatrzymuję się u rodziców mojej przyjaciółki w Nowogrodzie Bobrzańskim, który jest moim drugim domem i bazą wypadową na różne wyprawy. Pozostaję jednak w Lubuskiem, gdzie grzyby, ryby i ruiny...

Jak dawno temu wyjechałaś z Polski?

Do Szwajcarii wyjechałam pierwszy raz na zimowy urlop w 2001 roku, ale tak mnie tam ciągnęło, że zostawiłam wszystko i na wiosnę podjęłam pracę pod Zurychem (w Richterswil). Jakby nie patrzeć, zaraz będzie już 17 lat.


Kraj/ kraje i przyczyna Twojej emigracji to...

Jako studentka wyjeżdżałam do pracy sezonowej do Niemiec i do Szwajcarii. Niemcy jednak nie przypadły mi do gustu. Nie mogłam się odnaleźć w Berlinie. Helwecja i jej małe miasteczka mają tyle uroku, że to właśnie tutaj postanowiłam się osiedlić. W Arbon, nad jeziorem Bodeńskim.

Co nam powiesz o swoim wykształceniu?

Jestem absolwentką Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości we Wrocławiu, o kierunku Administracja Rządowa i Samorządowa. Niestety nie pracowałam tutaj w tym zawodzie, gdyż... takiego zawodu po prostu nie ma. W Szwajcarii jesteś albo specjalistką od czegoś, albo od niczego. Lubię się kształcić. Niedawno ukończyłam kurs pracownika ochrony, który potrzebny mi był, by nieskrępowanie brać udział w festiwalach, jako ochrona sceny. Dorobiłam sobie też licencję na użytkowanie gazów łzawiących. W planie jeszcze inne kursy i licencje, związane z ochroniarstwem.


Te inne licencje brzmią interesująco...

Czym zajmujesz się na co dzień?

Mam wiele zajęć. Najważniejszym z nich jest wychowywanie dziecka. To córka jest na pierwszym miejscu. Mam wiele zajęć dodatkowych. Jestem fotografką „eventową" (weekendy), w sezonie letnim organizuję koncerty nad jeziorem w moim mieście (PickNickJazz am See), pracuję na wszelakich festiwalach (Greenfield, Streetfood). Jestem menagerem grupy muzycznej mojego męża i znajomego, prowadzę bloga i administruję fejsbukową grupę Polacy w Szwajcarii. Ponadto pomagam Polakom „bez języka" w gminie, u lekarzy i przy załatwianiu innych spraw urzędowych.

Jakie masz hobby / co lubisz robić w czasie wolnym?

W wolnym czasie przy złej pogodzie lubię się legnąć z kubkiem kawusi (Obligatoryjnie Nescafe 3w1 z Polski) z książką, gazetą Wróżka lub z tabletem, czytając inne blogi. Obok mnie traktorujący futrzak James, którego ulubione miejsce to wszystko, co elektroniczne. W tym wspomniany tablet. Gdy pogoda dopisuje, biorę aparat i wędruję.


Z czego jesteś dumna?

Pomimo tego, że jestem osobą publiczną i narażam się na „hejt” wśród rodaków, jestem dumna z tego, że mogłam pokazać Szwajcarom, jak również i Polakom, że jako „Auslanderka" potrafię się zintegrować i stworzyć coś, co nikomu jeszcze do głowy nie przyszło. Mieszkam nad jeziorem Bodeńskim w pięknym miasteczku, w którego porcie znajduje się pawilon muzyczny, stojący odłogiem. 5 lat temu wraz z mężem, wpadliśmy na pomysł, by go ożywić. W tym roku dostałam pierwszą dotację od miasta, a impreza wyrobiła już sobie markę.

Kiedy zaczęłaś pisać bloga / o czym piszesz na blogu?

Siedząc w branży kulturowo-muzycznej, zauważyłam, że brakuje kalendarium z imprezami w języku polskim. Długo zastanawiałam się jak to rozwiązać, aż w końcu zdecydowałam się, że założę bloga. Obserwowałam blogi koleżanek i zauważyłam, że jest luka, bo nikt do tej pory o imprezach nie pisał. Bałam się, że pomysł nie przejdzie. Kilka osób jednak rozwiało moje wątpliwości i tak oto Auslanderka w Szwajcarii wypłynęła. Potem doszły relacje z imprez, knajpek, restauracji, opisy odwiedzanych miejsc, helwecka kuchnia i najważniejsze sprawy w tym kraju. Od szczepień dzieci, przez obowiązek szkolny do alimentów na przykład. Wielu ludzi zadaje mi pytania przez messengera i zamiast powtarzać się kilkakrotnie, piszę artykuły, w których staram się w miarę szczegółowo naświetlić problem i rozwiązanie. Jeśli brakuje mi wiedzy w danym temacie, idę do gminy i pytam. Często też wykorzystuję wiedzę mojego męża, który jest lekarzem i kolegi, który jest policjantem i strażakiem. Takie znajomości bardzo się przydają.


Czym jest dla Ciebie Klub Polki?

Na stronę klubu Polki trafiłam przez koleżankę blogerkę. Widziałam logo na jej stronie i weszłam. W szoku byłam, że jest tyle dziewczyn (i chłopak) z całego świata... Każdy ma własną historię do opowiedzenia, każda historia jest ciekawa. Zastanawiałam się, czy warto byłoby się dołączyć... pewnie, że warto! Wysłałam zapytanie i mnie przyjęto. Na oficjalną stronę klubu wchodzę parę razy w miesiącu. Wiem, nie często, ale na FB mogę śledzić nowości i wszystkie wpisy. W życiu nie widziałam na oczy tych dziewczyn, ale czytam z zapałem pewne blogi. I tak jak ja się dziwię, kto mnie w Chinach czyta, tak pewnie panie z Tajlandii, Wietnamu czy też Turcji dziwią się kto je w Szwajcarii czyta. Klub to taka mała-wielka rodzina, która się czasem i pokłóci, i przytuli jak trzeba.

Co jeszcze chciałabyś nam powiedzieć o sobie?
 
We wrześniu uruchomiłam dział wywiady. Są to rozmowy z Polakami, którzy założyli biznesy w tym pięknym kraju. Ostatnie pytanie, Jaką radę dałbyś Polakom, zakładającym swój biznes, wszyscy odpowiadają zgodnym chórem: Wierzyć w siebie, spełniać marzenia i nie poddawać się. I to jest również moje motto. Blog nie jest perfekcyjny. Ja nie jestem perfekcyjna. Robię, co mogę i się nie poddaję. Nie rezygnuję z pisania, tylko dlatego, że ktoś po mnie pojechał jak po szmacie. I wszystkim tego życzę. Niech Wam zwisa i powiewa to, co inni o was myślą. Róbcie swoje.



JOANNA RUTKO-SEITLER 

Blog Joanny: Auslanderka w Szwajcarii 

Joanno, dziękujemy za spotkanie.
Cieszymy się, że mimo tak wielu zajęć mogłaś poświęcić nam chwilę na naszą klubową rozmowę. Gratulujemy osiągnięć i tego, że przeciwności oraz niepowodzenia, które zdarzają się każdemu, Cię nie zniechęcają.

A więc róbmy swoje (o czym spiewał też Wojciech Młynarski) i nie rezygnujmy z marzeń!
Co Wy na to?

Zdjęcia: Joanna Rutko-Seitler





Wednesday, November 8, 2017

Pecos Bill

Pecos Bill, fikcyjny kowboj o nadprzyrodzonej sile i nieziemskich mocach, jest bohaterem popularnych w Teksasie opowieści, wymyślonych i spisanych przez Edwarda S. O'Reilly na początku XX wieku.

Pecos Bill urodził się w latach trzydziestych XIX wieku, był najmłodszym, osiemnastym dzieckiem teksaskiego pioniera i jego żony. Już jako niemowlę Pecos Bill był niezwykły - zaczął mówić, gdy nie miał jeszcze miesiąca, a w okresie ząbkowania, zamiast tradycyjnego gryzaka wolał bowiem ssać nóż. Kiedy potrafił już poruszać się na czworakach, Pecos Bill wymykał się mamie, by siłować się z młodymi niedźwiedziami i innymi dzikimi zwierzętami.

Pewnego razu, gdy rodzice chłopca przeprawiali się wozem przez rzekę Pecos, mały Bill wypadł z wozu i wpadł do rzeki. Jej nurt porwał dziecko i poniósł daleko od miejsca, gdzie byli jego tata i mama. Chłopiec jednak nie utonął - gdy wpadł do wody od razu, 'sam z siebie' nauczył się pływać i dotarł do brzegu rzeki. Tam znalazła go samica kojota, która zaprowadziła go do swojego stada. I tak przez piętnaście lat Pecos Bill żył wychowywany przez kojoty.

Chłopca odnalazł przypadkiem jeden z jego braci. Rodzina Billa musiała wówczas nauczyć go ludzkich zachowań i tego, że jest człowiekiem, a nie kojotem.

Pecos Bill wyrósł na super kowboja. Był najsilniejszy, najwspanialszy i najmężniejszy. Według legendy to właśnie on wymyślił lasso oraz znaczenie bydła przy pomocy rozgrzanego metalu. Potrafił jeździć na tornadzie oraz na panterze jak na rumaku, do popędzania bydła służył mu nie bat, a grzechotnik. Bill potrafił też założyć uprząż na rzekę Rio Grande po to, by nawodnić nią swoje ranczo. Jego ulubionym koniem był Widow Maker, który żywił się dynamitem i był tak niebezpieczny, że można było stracić życie, próbując go dosiąść.

Pecos Bill miał wiele żon, ale jego jedyną miłością była jego pierwsza żona Slue-foot Sue. Zaraz po ślubie Sue chciała, by Bill w dowód miłości pozwolił jej dosiąść Widow Makera. Mimo sprzeciwu męża (jak wiemy rumak Billa nie był zwykłym, potulnym konikiem) Sue dopięła swego. Gdy wsiadła na konia, ten zaczął wierzgać i kopać tak mocno, że Sue zleciała z siodła. Panna młoda, zgodnie z ówczesną modą, miała na sobie turniurę - metalowy, elastyczny stelaż, który podtrzymywał halkę i spódnicę sukni. Siła upadku sprawiła, że dzięki owemu sprężynującemu elementowi garderoby, Sue zaczęła odbijać się jak piłka coraz wyżej i wyżej. Nawet Bill nie dał rady jej zatrzymać. Sue odbijała się od ziemi dalej i dalej. Nieszczęsny małżonek zdał sobie sprawę, że jak tak dalej pójdzie, wkrótce Sue zginie śmiercią głodową. Dlatego, by ją od tego uchronić, musiał niestety zastrzelić swą świeżo poślubioną żonę. Inna wersja tej legendy mówi, że Sue doleciała do Księżyca i tam do dzisiaj odbija się na turniurze w górę i w dół.


Pecos Bill miał wiele przygód, które O'Reilly opublikował w roku 1923 w postaci sagi. Ten niezwykły kowboj i superbohater jest przykładem postaci tak zwanego pseudofolkloru, który prezentuje zmyślone historie i zmodyfikowane legendy jako legendy prawdziwe, mające podstawy historyczne. Jakby nie było, opowieści o Pecos Billu stały się tak popularne, że stał się on jednym z wielu bohaterów folkloru amerykańskiego.


Ilustracja: By Maroonbeard (Own work) [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons





Friday, November 3, 2017

Mom's WW2 Stories: School

When the war started and Poland was occupied by Nazi Germany, the ability of speaking and understanding German became vital. My grandma was a fluent German speaker and she decided to teach the language to her little daughters. Her teaching method was simple - she spoke to the girls in German only. Every day, day by day. At the beginning, mom (a few year old baby girl then) and her two years older sister cried because they did not know what their mother was saying. Therefore, they often asked grandma, with tears in their little eyes, to tell them in Polish what she meant. Although the method may seem a bit drastic, it appeared to be very effective - after three months of such active learning, both girls could easily communicate in German. Then, grandma Irena started talking to her daughters in their native language again.

When mom "became of age" and the very first day of her school education came, she was more than ready considering the German language. It was important as Polish was forbidden - the classes were run by German teachers in German only. Since she could also read and count (the early primary school mathematics level of course), after a short time of her career in the first grade, mom was moved the third one and attended classes together with her older sister.

Frau K., their teacher, seemed not to be keen on the Polish kids and she made them see and feel (literally) it. An example? One morning mom was walking along the corridor toward the classroom, at the same time, a German boy of the same third-year group passed her by. He was running. The teacher saw him ran but when he ran into the classroom, she said nothing even though running in the school building was forbidden. When mom reached the room, Miss K. yelled at her: "Running is not allowed!" and hit her with a stick. It did not help that mom cried and tried to explain: "I did not run Miss. It was Georg.*", she got her beating anyway.

Despite all the years which have passed (mom is eighty-two now), she can still remember what she learned during her first year at school. One of the songs which she very much enjoyed was  Jetzt fahrn wir übern See, übern See. I have found a modern video version of it on YouTube (the teacher and the kids in the video are not related to mom's story in any way).


The song is about sailing across the see without paddles, birds which sang and hunters who blew their horns. The trick during singing is that you are not supposed to sing a certain word. Mom recalls that when they sang the song at the class, whoever happened to make a mistake, forgotten to be silent at the right time, had to stand up.

Another song which she learned at school was Es regnet, es regnet, die Erde wird nass!


This one is obviously about the rain but the children are pleased because they are sitting in a dry place and they will not get wet.

Except singing, there was also reading and Das Büblein auf dem Eise. The poem, written by 19th-century German poet Friedrich Wilhelm Güll, tells a story about a little boy who is eager to check whether the fresh ice on a pond is thick enough to play on it. The poem is quite long and mom can still recite the beginning of it.

All in all, mother's wartime school education adventure did not last long. One day, when mom and her sister came to school, Miss K. greeted the pupils with a "Heil Hitler!", as usual. Then, the Polish children were given homework and told to go back home. It all repeated on the next day. The teacher did not check whether the previous homework had been done, just set another one and, again, "go home" for the Polish pupils. Soon, when they came to school they were not allowed to enter the building at all. The classes were for German kids only.


In the picture mom - ready to go to school on her very first school day (September 1942). The flowers were for her teacher. Mom was wearing a green velvet skirt made by grandma. The white (colored striped) shirt had green buttons with pictures of little colored toadstools on them.

Can you remember anything from your first year in primary school, what you learned then? Well, I cannot. Maybe there was nothing unusual about it or I did not really enjoy it. Who knows.

* The name has been changed 

More Mom's WW2 Stories