I have also decided to join the project and write about My Texas Alphabet twice a week.
"Ń" is the letter which comes after "N" in the Polish alphabet. I am not skipping the letter though. Since the Polish alphabet is the alphabet of my native language (and my life is a Polish-Texan mix), I write my Texas Alphabet partly in Polish also. That is why posts connected with Polish letters are in Polish only.
To Your Knowledge: dzień = day, słońce = sun, Teksańczycy = Texans
Dzień w Teksasie trwa dłużej niż w Polsce (w ubiegłą sobotę również przestawiliśmy zegary na czas zimowy). Każdy dzień jest dobry na to, by był Dniem Dziękczynienia i by dziękować za to co się ma. Wszystkie niematerialne, jak i materialne dary losu.
Dzisiaj słońce wstało o godzinie 6:47, a zajdzie o 17:32. W sezonie letnim, który trwa w Teksasie większą część roku, słońce świeci tu inaczej. Mocniej. Chyba wynika to z innego położenia Słońca względem Ziemi w porównaniu do tego rejonu Europy, w którym jest Polska. Mam wrażenie, że Słońce jest tu jakby niżej i latem świeci bardziej pod kątem prostym. Poziom promieniowania ultrafioletowego w najgorętszym okresie często wynosi 9 (maksymalny to 11+), zatem jest bardzo wysoki. Żar, który wówczas leje się z nieba prawie dosłownie przygniata człowieka do chodnika. Opalanie się w Teksasie nie tylko byłoby kompletną głupotą, ale też graniczyłoby z szaleństwem narażania się na utratę zdrowia.
Słońce świeci tu przez większość dni w roku, chociaż w różnym natężeniu oczywiście. Czasami zdarza się, że niebo nad Teksasem jest zachmurzone przez kilka dni z rzędu. Czuję się wówczas jakby brakowało mi energii i przypomina mi się wtedy nasza polska zima - długa i pochmurna, kiedy to brak światła słonecznego sprawiał, że czułam się wiecznie zmęczona.
Teksańczycy, których dotychczas spotkałam (mam na myśli Amerykanów tutaj urodzonych) to ludzie życzliwi, mili i skłonni do pogawędki. Chyba nie bez powodu mottem tego stanu jest "Przyjaźń". Jako że nie należę do osób gadatliwych, na początku mojego pobytu w Teksasie, wykrzesanie z siebie czegoś więcej niż standardowe polskie 'dzień dobry', było dla mnie nie lada wyczynem. Nie rozumiałam, po co i dlaczego tak wszędzie zagadują i moje krótkie 'dzień dobry' im nie wystarczy. Teraz już się przyzwyczaiłam i też zagaduję. Jeśli widzę miły i nieobojętny wyraz twarzy rozmówcy, sama chętnie nawiązuję dialog. Nie należę do osób wylewnych, więc nie przeszkadza mi to, że tak naprawdę, najprawdopodobniej, niewiele osób interesuje 'jaki dzisiaj mam dzień'. Nie mam wcale ochoty wdawać się w takie szczegóły. W czasie takich 'rozmówek' nierzadko zdarza mi się jednak usłyszeć coś więcej poza zwyczajowym 'w porządku'. Dość często ludzie komentują także pogodę lub też ostatnie wydarzenia, w tym z życia osobistego.
Przechodnie na ulicy i (obce sobie) osoby/klienci w sklepach uśmiechają się do siebie, pozdrawiają się. Uważam to za miłe. Więc i ja się uśmiecham. Dużo częściej niż robiłam to, mieszkając w Polsce. Jest mi przyjemnie, gdy ktoś (także nieznajomy) odpowiada uśmiechem na mój uśmiech, co jest tu bardzo powszechne. Napełnia mnie to pozytywną energią.
Najbardziej jednak (w dodatni sposób) zaskoczyło mnie to, że nieznajome osoby (klienci w sklepie, sprzedawcy, czy też kelnerki) w miły sposób, głośno komentują elementy mojego stroju/wyglądu. Jak coś się komuś podoba, to po prostu ci to mówią, np.: jaki/a śliczny/a ........, bardzo podoba mi się twój ........, jakie masz słodkie/fikuśne buty, lakier na paznokciach, itp., itd. W Polsce takie zachowanie ze strony obcych graniczyłoby chyba z naruszeniem strefy osobistej. Nie wyobrażam sobie, by kelner w ten sposób się do kogoś zwrócił - z pewnością uznane byłoby to za nietakt i nieprofesjonalne zachowanie. A jednak, będąc tutaj w Teksasie, słysząc takie uwagi, podnosi mi się samopoczucie i chyba dodatnio też wpływa to na moją samoocenę. Wiem, że jeśli jest odwrotnie i coś się komuś w twoim wyglądzie nie podoba - nie usłyszysz o tym. Przynajmniej nie od obcych i nie w tak bezpośredni sposób.
No comments:
Post a Comment