Pages

Wednesday, September 30, 2015

Mój Teksański Alfabet: ę - język

The idea for this alphabet post series comes from ' The Alphabet of My Emigration' by Dee Dorota L., member of The Polish Ladies Abroad Club, who has relocated to England.
I have also decided to join the project and write about My Texas Alphabet twice a week.

Another 'ę' letter entry, in Polish only.

To your knowledge: 'język' means 'language' in Polish.




Przed przyjazdem do Teksasu wiedziałam oczywiście, że język amerykański różni się od języka brytyjskiego. Znałam też, z grubsza, różnice w słownictwie między tymi odmianami języka angielskiego. Nie wiedziałam natomiast nic na temat teksańskiego angielskiego ani na temat południowo-amerykańskiego języka angielskiego, którego ten pierwszy jest dialektem.

Zarówno teksański, jak i południowo-amerykański angielski mają swoje specyficzne, trochę odmienne od siebie, brzmienie. Charakteryzują się też konstrukcjami gramatycznymi i słownictwem, które mają się nijak do Standard English, nauczanego w większości polskich szkół.

Biorąc pod uwagę historię Teksasu, język angielski nie był (i właściwie nie jest) tu pierwszym językiem. Hiszpański był językiem komunikacji na długo, zanim pojawili się tu osadnicy anglojęzyczni. Ponadto, przed przyłączeniem do Stanów Zjednoczonych, Teksas był niepodległym państwem. Być może z tego też wynika fakt, że stan ten jest trochę odmienny od innych także w zakresie języka angielskiego.

W każdym razie, od czasu zamieszkania w Teksasie, teksański angielski, a także południowo-amerykański nie przestają mnie zadziwiać. Muszę przyznać, że bardzo lubię zarówno akcent typowy dla teksańskiego angielskiego, jak i akcent mieszkańców innych stanów amerykańskiego Południa. Rozumiem go też lepiej niż, np. akcent nowojorski. Przyzwyczaiłam się też do powszechnie używanych tu form gramatycznych, które w Standard English uważane są za błędne.

Oto kilka (często) zasłyszanych przykładów:
  • stosowanie 'was' we wszystkich osobach czasu przeszłego liczby pojedynczej i mnogiej,
  • 'do' w trzeciej osobie liczby pojedynczej (a nie 'does'),
  • dodawanie końcówki -s w rzeczownikach liczby mnogiej, które tej końcówki nie mają, np. childrens zamiast children,
  • stosowanie w formie ciągłej czasowników (dodawanie -ing), które 'normalnie' tej formy nie mają,
  • stosowanie końcówki -ed w wyrażaniu czasu czasu przeszłego i formy Past Participle, zamiast czasowników niereguralnych (np. 'goed' zamiast 'went'),
  • stosowanie 'done' zamiast 'did',
  • pomijanie 'have' w konstrukcjach typu 'I have been', 'would have done' - nie słyszałam też, by ktoś stosował formę "wouldn't've" (tylko "wouldn't" i forma Past Participle czasownika nieregularnego),
  • kumulowanie czasowników modalnych, np. 'I might could see you.',
  • stosowanie drugiego stopnia przysłówka 'little' z rzeczownikami niepoliczalnymi i niepoliczalnymi: less time, less trees (zamiast 'fewer trees').
To niektóre z wielu. Chciałam tu zaznaczyć, że nie przytaczam tych przykładów po to, by język/dialekt ten krytykować, czy też wysmiewać kogokolwiek. Uważam to za szczególną ciekawostkę z punktu widzenia językowego. Początkowo nie wierzyłam własnym uszom, słysząc takie 'kwiatki'. Nie uważam się za alfę i omegę w dziedzinie Standard English, ale przez wiele lat wyłapywanie i korygowanie tego typu nazwijmy to 'błędów' były częścią mojej pracy. Podczas lat pracy w szkole, na różne sposoby starałam się pomóc uczniom nauczyć się, w której osobie ma być 'do', w której 'does', gdzie 'was', gdzie 'were' itp.  Godzinami szlifowaliśmy różne konstrukcje gramatyczne i stosowanie form czasowników nieregularnych. Prawdopodobnie dlatego też moje ucho jest wyczulone na wyłapywanie 'kwiatków' językowych. I nagle, to wszystko, czego wcześniej sama się nauczyłam i nauczałam, w pewnym sensie straciło jakiekolwiek znaczenie. Słysząc takie, a nie inne formy czy też wymowę, popadałam (i popadam) często w wątpliwość - chyba czegoś nie wiem?

looker = atrakcyjna dziewczyna

Za przykład posłużyć tu może wyraz 'vehicle' (pojazd). Pamiętam, jak jedna z moich dawnych nauczycielek angielskiego dostawała przysłowiowej białej gorączki, jeśli któryś ze słuchaczy wymówił 'h' w tym wyrazie. Tutaj to norma. To samo np. w wyrazie 'interesting' - w lokalnej wersji, pierwsze 'e' też jest dźwięczne. Czasami, słuchając wypowiedzi różnych osób, słyszę dwie różne formy wymawiania tego samego słowa. Pytam wówczas mojego męża - jak to się właściwie wymawia? Często w odpowiedzi słyszę - 'i tak, i tak'. Nie wiem wówczas czego mam się trzymać, pytam więc dalej: 'a ty jakbyś to powiedział?'. Odpowiedź męża kończy mój problem - jest on bowiem rodowitym Teksańczykiem, a tym samym również moim przewodnikiem w zakresie teksańskiego angielskiego.
Słownictwa teksańskiego, jak i południowo-amerykańskiego ciągle się uczę, niektóre określenia (jak np. ice-box/lodówka) bardzo przypadły mi do gustu. Inne ciągle mnie zaskakują - kiedyś siedzieliśmy sobie w lodziarni i słyszę 'scoop down'. Rozglądam się, patrzę pod stół i nie wiem co mam 'down', bo nic nie mam 'up'. A mój kochany mąż chciał po prostu usiąść koło mnie i prosił, żebym zrobiła mu miejsce na ławce.



Z komunikacją z innymi osobami różnie bywa. Posługuję się tą formą angielskiego, której się nauczyłam wcześniej (ów Standard English), i do której jestem przyzwyczajona. Z drugiej strony, nie mówię już fryzjerce, że chciałabym, aby podcięła mi 'fringe' (bo wiem, że i tak będę musiała pokazać jej na migi, o co mi chodzi), w supermarkecie nie pytam już, gdzie jest 'trolley' (bo wiem, że nie uzyskam odpowiedzi). Nie testuję też znajomości słownictwa brytyjskiego na ekspedientkach, np. w sklepie z bielizną lub torebkami, by nie powodować 'zatoru komunikacyjnego'. Zdarzają się jednak sytuacje, które wprawiają mnie w zakłopotanie. Bez problemu porozumiewam się, np. z lekarzem, który świetnie mnie rozumie i ja jego. Minutę później, rozmawiając z pielęgniarką (trzymając się przykładu 'u lekarza') widzę, że osoba ta nie rozumie zupełnie (lub prawie wcale) co do niej mówię. A mówię w taki sam sposób jak przed chwilą, podczas rozmowy z lekarzem. Nie wiem wówczas co i jak mam powiedzieć inaczej, by być zrozumianą. Zastanawiałam się, z czego mogą wynikać te trudności komunikacyjne. Doszłam do wniosku, że być może, ma to związek z faktem, iż najbardziej rozpowszechnionymi (poza teksańskim) jest tu akcent i intonacja charakterystyczne dla Latynosów/osób hiszpańskojęzycznych mówiących po angielsku. Jeśli więc ktoś próbuje odnieść to  (co jest przyzwyczajony słyszeć najczęściej) do mojego akcentu (polskiego oczywiście) + niepopularnych tu form gramatycznych, prowadzi to do trudności w zrozumieniu mojego przekazu. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę i w takich przypadkach staram się po prostu powtórzyć moją wypowiedź głośno i wyraźnie. Z różnym skutkiem.


W związku z uwarunkowaniami historycznymi, o których wspomniałam wcześniej, w Teksasie nie ma określonego języka urzędowego. We wszystkich sklepach i miejscach użyteczności publicznej obsługa klienta prowadzona jest w dwóch językach: angielskim i hiszpańskim. Moim osobistym zdaniem, nie zachęca to emigrantów hiszpańskojęzycznych, nieznających angielskiego, do nauki tego języka. Bo i po co, skoro wszędzie można porozumieć się po hiszpańsku (napisy i oznakowania w sklepach, także na opakowaniach różnych produktów, instrukcje obsługi itp. są dostępne w obydwu językach). Nieznajomość angielskiego nie przekreśla też szans na znalezienie pracy (jeśli ktoś zna hiszpański). Niedawno chcieliśmy zapytać o coś pracownicę supermarketu układającą towar na półkach - pani odpowiedziała po hiszpańsku - nie wiedziała, o co pytamy.

Niestety fakt, iż nie znamy hiszpańskiego - pomimo znajomości angielskiego (dotyczy to także osób urodzonych w USA) - jest jednym z elementów, które mogą mieć decydujący wpływ na to, czy uda nam się znaleźć pracę w Teksasie. Nie mówiąc o  jakimkolwiek awansie.

Ze względu na tutejszą popularność języka hiszpańskiego, nie przedstawiam się jako 'Ola', by nie wprowadzać zamieszania („¡Hola!” /ola/ po hiszpańsku znaczy: „cześć!”).


Co do języka polskiego. Zaraz po przyjeździe do Teksasu doszłam do wniosku, że jest on tu na tyle przydatny, jak mógłby być przydatny na przykład na Księżycu. W porównaniu do innych stanów Polonia jest w Teksasie raczej nieliczna i dość rozproszona. Wszystko zależy od tego, w jakim rejonie się mieszka. Język polski nie znajduje się na liście języków obcych, z których można zdawać egzamin stanowy. Są inne, w tym m.in. wietnamski, języki afrykańskie i różne europejskie, ale polskiego nie ma. Z tego, co wiem, nie ma też opcji egzaminu stanowego, dającego uprawnienia do nauczania, dla nauczyciela dwujęzycznego (język polski/ angielski).

Ciekawostką (wg mnie) jest to, że znajomość jakiegokolwiek języka programowania komputerowego podaje się tu w CV w rubryce: języki obce.



8 comments:

  1. Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Ja też nie mówię po hiszpańsku, a Floryda jest również hiszpańskojęzyczna. Czasem bardzo mnie to drażni, że nie mam z kim w sklepie porozmawiać po angielsku, bo żadna ze sprzedawczyń nie mówi po angielsku. Jestem właśnie na etapie poszukiwania pracy i niestety połowę ofert muszę pomnąć, bo oprócz angielskiego wymagany jest też hiszpański. Walczę dalej :) pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki i życzę powodzenia. Ja też nie mówię po hiszpańsku - poza przedstawieniem się i kilkoma słowami. Gdyby to była Hiszpania to rozumiem... :) Pozdrawiam.

      Delete
  2. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    ReplyDelete
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete
  4. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    ReplyDelete